niedziela, 25 maja 2014

Ulotność Piąta-Ostatnia


Nic, naprawdę nic,  nie pomoże jeśli Ty nie pomożesz dziś miłości.


Idziecie w nieznane, dalej trzymasz się kurczowo jego muskularnej siły, a długie ramiona Michała nie wypuszczają Cię z objęć. Nie boicie się, że chłopak będzie musiał ponieść konsekwencje swoich czynów, przecież niemalże siłą wyrwał Cię z sideł obskurnego szpitala. Nie myślałaś, że w takich warunkach spotkasz tą jedną osobę którą pokochasz całym swoim sercem, że jesteś w stanie pokochać kogoś tak mocno jak kiedyś kochałaś Igora, zdaje Ci się nawet, że Michała pokochałaś jeszcze mocniej. Pokochałaś, choć sama nie masz serca.  Udajecie się do samochodu, zatapiasz się w białym skórzanym fotelu opierając głowę o czystą szybę,  Michał patrzy na Ciebie wyczekując jakiegoś słowa czegokolwiek. Wyciągasz rękę i włączasz radio, po chwili w całym aucie rozbrzmiewają się największe rockowe kawałki.

- Wiesz Michale, opowiem Ci czemu się znalazłam w tym miejscu, pełnych szalonych ludzi. W liceum poznałam chłopaka, którego kochałam nad życie miał na imię Igor.  Kiedy zaczęliśmy ze sobą być miałam 16 lat, teraz mam 25. Spędziłam z nim 9 lat życia, i jeden rok który doprowadził mnie do ruiny- siatkarz siedzi z pełnym napięcia wzrokiem, patrzy na każdy minimetr Twojej twarzy-  Po jakiś 5 latach, może nawet wcześniej nie pamiętam już dokładnie coś zaczęło się psuć. Nie wracał na noce do domu, zaczął być inny oschły. Dowiedziałam się zupełnie przypadkiem, że miał kogoś innego, gdy mu o tym powiedziałam zaczął być jeszcze bardziej innym człowiekiem, zmieniał się na moich oczach niczym bazyliszek, a ja nic nie mogłam zrobić, bo tak bardzo go kochałam. Jednak nadszedł pewien dzień, w którym mnie znalazłeś. Igor przyszedł po pracy i zakomunikował mi, że odchodzi bo jego dziewczyna jest w  ciąży i musi się zaopiekować nią i dzieckiem. Załamałam się, poszłam do pracy i jak  z niej wracałam uznałam, ze nie mam po co żyć, bo nie mam dla kogo. Rodzice dawno nie interesowali się moim życiem i losem,  Igora kochałam najbardziej na świecie jak nikogo innego. Nie umiałam żyć bez niego.- mówisz płacząc już jak mała dziewczynka, nawet nie zauważyłaś kiedy Michał odpalił samochód i znaleźliście się nad pięknym jeziorem mieniącym się milionem barw widzisz zachodzące słońce które nadaje magiczny polot temu miejscu.


Nic nie może wiecznie trwać, może ten u góry który pociąga za odpowiednie sznurki nadając Twojemu życiu jako taki sens i ład miał jakiś cel w tym, że nie pozwolił Ci odejść z tego Ziemskiego pierdzielnika. W duchu dziękujesz mu za to, że na Twojej drodze postawił Ci Michała, ucieleśnienie Twoich ostatnich marzeń i ideału mężczyzny. Nie wiesz właściwie czemu on się tak Tobą opiekował, czemu przyjeżdżał niemal dzień w dzień . Wychodzisz z samochodu czujesz żarzące słońce które paliło Twoją bladą skórę na ramionach, prostujesz nogi i czujesz się jak w niebie.  Niemal biegnąc wpadasz z wielkim hukiem do zimnego jeziora, woda muska Twoją skórę powodując gęsią skórkę. Jest Ci przyjemne dobrze, z tyłu swojego ciała słyszysz męski śmiech Michała, śmieje się widząc Cię taką radosną beztroską. Zdajesz sobie wtedy sprawę, że szczęście jest cholernie ulotne. Bo kiedyś też byłaś na pozór szczęśliwa, a szczęście pękło jak bańka mydlana zostawiając Ci szramy na sercu i ból tak wielki jak tornado niszczące wszystko co ma na drodze.  Nigdy nie pomyślałaś, że dzięki Michałowi wyjdziesz z tego dołka w którym się znajdowałaś. Uświadamiasz sobie, to że nie ważna już jest przeszłość, ważne jest to co się dzieje tu i teraz. Trzeba nie myśleć o tym jak zranił Cię Igor, musisz myśleć ile szczęścia może dać Ci Misiek. Nie wolno Ci myśleć  o złych aspektach życia, musisz myśleć o samych pozytywach. Nawet w małych, prostych rzeczach.



Kiedy zapada już zmrok, a wy znajdujecie się w michałowym mieszkaniu siedząc na wygodnej sofie tępo wpatrując się w banalny film emitowany przez telewizję polską przysuwasz się jak najbliżej siatkarza przytulając się do niego z całych sił. Początkowo onieśmielony i może nawet po części zmieszany Michał nie wiedział co zrobić, jednak odwzajemnił to zbliżenie. –Bardzo Cię kocham- mówisz wtulając się w tors chłopaka.


_______________________________________

Dziękuję.


Pozdrawiam Anka.

środa, 14 maja 2014

Ulotność Czwarta



Będę Cię kochać do końca życia. A jeżeli jest coś potem, będę Cię kochać także po śmierci.



Uwolnij swoją duszę, niech wypłynie z Twoich sinych ust powoli, nich unosi się ku górze, ku piedestałowi niczym nieznośny dym, gęsty, powodujący, że brak Ci oddechu. Upadasz, po raz kolejny Twoje ciało z hukiem ląduje na zimnej podłodze i z nosa wypływa cierpka krew, Tworząca drogi, drogi pełne wspomnień, bólu i tęsknoty. Pragnące miłości, spokoju. Oddychasz coraz ciężej, płycej, by za moment złapać ten kujący ostatni haust powietrza. Jak on smakuje? Czy czujesz, że właśnie nadeszła do Ciebie tak bardzo upragniona śmierć? Czujesz się poniżona Kamilo, czujesz się jak śmieć.


Znów śmierć nie była Ci pisana, okropna kostucha z zardzewiałą kosą nie zebrała swoich żniw.  Starsza kobieta która sprząta po pensjonariuszach zauważyła Twoją heroiczną próbę uniknięcia rzeczywistości, Jej krzyk wypełnił przestrzeń, a echo odbijało się od pustych ścian. Moment później sanitariusz ściskał Twoją żuchwę z całych sił tylko po to, byś mogła wypluć wszystko to co połknęłaś.  Twoje zamglone nadal oczy i coraz cięższe powieki doprowadzały ich do szału.  Omdlałą zabierają Cię do sali w której jeszcze nie byłaś, przerażenie maluje się w Twoim wnętrzu, które z sekundy na sekundę staje się coraz bardziej roztrzęsione. Fala gorąca oblewa Twoje wątłe ciało. Zaczynasz krzyczeć, demony w Ciebie wstępują, a może to prawdziwe oblicze które zawsze w Tobie drzemało i dzięki temu miejscu wybudziło się z cholernego letargu. Wyrywasz się chuderlawym mężczyzną, miotasz się sama we własnym ciele, piszczysz nie wiesz co się z Tobą dzieje.  Nawet nie wiesz kiedy jakaś pulchna kobieta wbija Ci ostrą strzykawkę w szyję po której odpływasz. Jesteś w innej rzeczywistości.


Budzisz się przywiązana szerokimi skórzanymi pasami do łóżka. Zalana potem, przydługawa już grzywka przykleja się do Twojego czoła,  czujesz suchość w gardle niczym gdybyś była sama na środku najgorętszej pustyni. Przymykasz powieki widzisz jego roześmianą twarz, ogniki tańczące w szaro-lazurowych oczach, młodzieńczy zarost i nonszalancko ułożone włosy. Znów krzyczysz, znów nie możesz wybaczyć sobie, że tak dotkliwie go skrzywdziłaś, krzyczysz lecz znów nikt nie słyszy Twoich lamentów, Twoich pragnień wyciszonych przez grube mury maleńkiej pranej sali.  Szarpiesz się, obcierasz kościste nadgarstki które potwornie Cię pieką, rozgrzane do czerwoności, słone łzy niczym ostre szkła wypływają z pod Twoich powiek. Po chwili znów wbiegają kolejni lekarze wbijając Ci w okolice żeber kolejne strzykawki wypełnione żółtawą substancją niewiadomego pochodzenia które doszczętnie Cię ogłupiają i wprowadzają w dziwny stan, w stan w którym masz ochotę udławić się własnym językiem, udusić własnymi myślami.  Nie wiesz ile leżysz wtapiając się w brudne ściany, nie wiesz ile razy dostałaś w żyłę, nie wiesz nic.

~~~

Trenujesz, nie jeździsz do niej któryś to już dzień z kolei. Do Twojego życia, wcześniej tak szarego, później zaś tak kolorowego dzięki tej dziewczynie wkradła się monotonia. Czemu właściwie ją tak potraktowałeś? Nie dałeś się otworzyć, musiała mieć naprawdę spaprane życie, że chciała je stracić. Nigdy nie pomyślałbyś, że ktoś jest zdolny do tego, żeby popełnić samobójstwo, że ma na tyle odwagi i wewnętrznej siły.  Nie wiesz jaką przeszłość skrywa ta malutka dziewczyna. Lubisz wpatrywać się w jej brunatne niczym ropa naftowa oczy, ciemne włosy przypominające Ci układem najpiękniejsze morskie fale, wątłe Ciało, które nie porusza się po ziemi lecz płynie, smukłe palce, zadarty nosek który chowa się w Twojej klatce piersiowej w momencie gdy przytulasz ją tak mocno, by czuła Twoje ciepło przez długie godziny waszej nieobecności. Michale tak bardzo ją kochasz, a mimo wszystko tak bardzo ją zraniłeś.  Kilka dni później, dokładnie 7 dostajesz telefon  z ośrodka w którym przebywa Twój Anioł, dowiedziałeś się, że próbowała się zabić, zabić z Twojego powodu. Fala gorąca oblewa Twoje ciało, wbiegasz do szatni, bo nie wiesz co masz zrobić, jesteś w amoku, nie myślisz racjonalniej. Ba! W ogóle nie myślisz, bezwładnie osuwasz się po ścianie, zatapiasz zatroskaną twarz w potężnych drżących dłoniach i cicho łkasz. Nie wiesz co masz robić, podrywasz się szybko na równe nogi i nie zważając na przepisy jedziesz do szpitala. Widzisz przez ogromną szybę jak dziewczyna się miota, jak krzyczy, jak woła, jak pragnie by ktoś ulżył jej cierpieniu. Jej heroiczny, a zarazem błagalny krzyk słyszysz w najmniejszym zakamarku swojej duszy, echo jej głosu dudni ospale po Twoim umyśle. Mijają godziny, a lekarze wbijają w jej drobne ciało kolejne dawki leku który ma jej pomóc, ma jej pomóc, a nie pomaga sprawia, że cierpi coraz bardziej. Siedzisz na szpitalnym krześle nic nie mogąc zrobić, patrzysz jak przez palce ucieka Ci szczęście. Mija kilka dni, kolejnych kilka ślamazarnie płynących dni, będących zardzewiałymi gwoźdźmi do Twojej klaustrofobicznej trumny. Siedzisz stale i niezmiennie w tym samym miejscu popijając hektolitry zimnej lury.

-Może Pan już do niej wejść, Pani Kamila czuje się już o niebo lepiej- zapewnia Cię ten durny lekarz, który swoim bezpodstawnym ględzeniem ogłupiał ją jeszcze bardziej- Dziękuję- mówisz cicho i na nogach niczym z waty przekraczasz próg do parnego pomieszczenia. Nie wiesz jak masz się zachować, co powiedzieć, jedynym zmysłem jaki Cię kieruje jest miłość… Chcesz zatopić usta w jej lekko drżących, chcesz dotknąć aksamitnych włosów, przejechać opuszkiem palca po sinych żebrach, chcesz zabrać jej cierpienia. Chcesz być przy niej, być z nią. Patrzy na Ciebie zamglonymi oczyma, przepełnionych bólem i strachem. Siada lekko na łóżku, dłonią pociera obolałe nadgarstki.


-Zabierz mnie stąd Michał, błagam- mówi, wpadając w Twoje ramiona spragnione jej ciała. Słyszysz jej głos pierwszy raz, pierwszy raz słyszysz jej lament skierowany tylko i wyłącznie do Ciebie. Bierzesz ją na ręce, ona swoimi obolałymi oplata Twoją szyje. Wychodzisz  z nią na korytarz. Za plecami słyszysz krzyk ordynatora i groźby, że nie możesz tego zrobić, że ona potrzebuje pomocy. Wiesz jedno, miłość jest najlepszym lekarstwem. Nie pozwolisz na to by była w tym obskurnym miejscu kolejną minutę.



____________________________________
Za ten rozdział dziękuje serdecznie jednej osobie, dzięki której go napisałam -> Imperfecta chwała Ci za każde miłe słowo i każde wsparcie. Jesteś nieoceniona.

Nie wiem czy to widać ale jest to pierwszy niewymuszony i napisany z potrzeby chwili rozdział.

W poniedziałek epilog.

Jak Wam się to wszystko podoba ( Mnie nie bardzo)

Serdecznie zapraszam na blogi innej świetnej blogerki -> Arancione

Jeśli macie do mnie jakieś pytania -> ASK

Czas żegnać się z blogspotem.

Pozdrawiam Anka 

poniedziałek, 12 maja 2014

Ulotność Trzecia



'Ci, których kochamy nie umierają nigdy, bo miłość, to nieśmiertelność'




Czego oczekujemy w życiu? Miłości? Pieniędzy? Spełnienia? Czego oczekują ludzie, czego oczekujesz Ty? Całe Twoje dzieciństwo i wczesna młodość były pasmem porażek i cierpienia z którym spotykałaś się każdego dnia. Czemu właściwie tak nienawidzisz samej siebie? Nie wiesz tego do końca, to chyba Twoi rodzice spowodowali to, że zamknęłaś się w sobie. Szukałaś siebie w wielu aspektach życia, nie byłaś wspierana przez tych którzy wspierać Cię powinni. Miałaś jedną przyjaciółkę, nadal ją masz niemniej jednak straciłaś ją, bo dokonałaś złych wyborów i na własne życzenie odeszłaś, wiesz jedno, że gdybyś do niej zadzwoniła to Anka była by tuż obok, wyciągając Cię za dłoń z tego bagna.


Nadal jesteś w tym obskurnym ośrodku otoczona chmarą ludzi innych od Ciebie, ludzi u których gołym okiem widać, że są inni od Ciebie. Macie jednak coś wspólnego. Wszyscy jesteście niekochani, bowiem ich też nikt nie kochał, bo gdyby tak było nie byli by tutaj zamknięci pod kluczem, w tych czterech ścianach, tylko byli by ze swoją rodziną. Przymykasz powieki w głowie szumią najpiękniejsze ballady, teraz dopiero rozumiesz ich sens. Rozumiesz każde słowo tych najpiękniejszych piosenek. Wyobrażasz sobie, że leżysz na łące, młoda, zielona trawa drapie Cię w nagie ramiona, sukienka podwinęła Ci się na plecach, zimny wiatr rozwiewa Twoje włosy, a ciepłe słońce ogrzewa pulchne policzki. Jesteś sama, kompletnie sama mimo, że obok Ciebie chodzą ludzie jednak masz wrażenie, że są oni w innej rzeczywistości, w innym świecie niż Twój. Mimo tego czujesz się bardzo dobrze. Wręcz idealnie.  Mimo, że dusza chce latać, to ciało ściąga Cię na samo dno.


Kolejne dni są niemal takie same jak wcześniejsze. Nie wiesz który jest dzień tygodnia, nie wiesz jaki jest miesiąc. Jest ciepło, domyślasz się więc, że jest lato.  Nadal milczysz to cholerne uczucie pustki w środku Twojego ciała jest niczym gwóźdź do trumny. Wiesz, że gdybyś umarła, pewnie zgniłabyś w swoim własny mieszkaniu, bo nawet nie miałby kto wyprawić Ci najskromniejszego pogrzebu. Jesteś sama jak palec.   Czasami w nocy gdy wszyscy już śpią, siadasz na parapecie i grasz przez długie godziny wylewając przy tym zgorzkniałe, pełne smutku łzy.  Mimo, że Twoje usta milczą każdego dnia, to Twoja dusza krzyczy, krzyczy błagalnie prosząc o miłość, o szczęście, o ukojenie.


Jedno Cię trapi i spędza sen z powiek- Michał. Intryguje Cię do tego stopnia, że czasami masz chęć powiedzieć mu, by został. By objął Cię tak jak czasami to robi i pogłaskał po czarnych włosach, by zapewniał, że będzie dobrze. Odwiedza Cię niemalże codziennie. Gdy oczekujesz jego przybycia czas dłuży Ci się jeszcze bardziej. Ubierasz swoją kochaną sukienkę w kwiaty i beżowe baleriny które któregoś razu Michał przywiózł z Twojego domu. W dłoni kurczowo trzymasz jego MP4 idąc w kierunku szpitalnego ogródka. W słuchawkach rozbrzmiewa jedna z nowych piosenkę, która wyjątkowo Ci się spodobała, bo rzadko słuchasz tego typu utworów.   Gdy już jesteś na miejscu ściągasz buty i bosymi stopami oraz zamkniętymi oczyma tańczysz po całym ogródku, rozpościerasz ramiona i kręcisz dookoła własnej osi ze szczęściem wymalowanym na ustach.  Oblewasz się rumieńcem gdy nagle ktoś kładzie Ci dłoń na ramieniu, szybko wyciągasz słuchawki z uszu i zakładasz buty. Kiwasz lekko głową, bo widzisz śmiejącego się przyjmującego. Idziecie przejść się po ogrodzie, mijacie kwitnące jabłonie, czereśnie. Widzicie jak inni mieszkańcy domu zbierają i zajadają się truskawkami. Michałowi jak zwykle buzia się nie zamyka, a  Ty próbujesz zakodować w swojej głowie każdą, nawet najmniejszą część jego ciała, każdy szczegół. Toniesz w jego błękitno-szarych oczach, widzisz lekko przydługie, ale i nienagannie ułożone ciemne włosy, długie nogi, szerokie ramiona. Jest taki nierealny. Nie prawdziwy.

-Kamila, czy Ty mnie w ogóle słuchasz?-pyta, a Ty nic nie mówisz, patrzysz na niego piwnymi oczyma chcąc by nadal mówił, byś mogła słuchać jego głosu, który jest taki przyjemny dla ucha, którego tak pragniesz każdego dnia. Pragniesz by mówił Ci ‘dzień dobry’ i ‘dobranoc’.- Do jasnej cholery, jesteś dla mnie ważna, bardzo ważna ale Ty kompletnie masz mnie w nosie. Ignorujesz mnie, a ja całymi dnami nie myślę o niczym innym, niż o Tobie. Namieszałaś w głowie, jesteś taka piękna- mówi kładąc Ci olbrzymią twarz na bladym policzku- Ale mam tego dosyć, serdecznie dosyć, bo nie powiedziałaś do mnie nic, nie wydusiłaś z siebie żadnego jebanego słowa oprócz tej jednej piosenki która mi zaśpiewałaś. Przepraszam, ale ja tak najzwyczajniej w świecie nie mogę, nie potrafię. Nie mogę żyć bez Ciebie, ale  nie mogę też i żyć z Tobą.- muska Cię delikatnie w usta, puszcza dłoń i odchodzi. Odchodzi, a Ty nic nie możesz zrobić. Możesz tylko widzieć jego oddalającą się postać. Padasz na kolana i po raz kolejny potok łez wylewa się z Twoich oczu, jęczysz. Jęczysz z bólu,  z krwawiącego serca, które nie może się uspokoić tylko bije z zawrotną prędkością. Noc spędzasz w tym samym miejscu.



                Mija siedem dni, siedem kurewsko długich dni, bez niego. Twoje życie straciło sens. Zakradasz się więc do magazynku. Połykasz wszystkie leki jakie znajdują się w tym miejscu, bo nie możesz żyć ze świadomością, że go skrzywdziłaś, że skrzywdziłaś jedyną osobę którą kochasz, kochasz nad życie


______________________

Jakoś się Was tu mało zrobiło :( No bo to takie jest, wymaltretowane pisane niemalże na skraju płaczu i zdenerwowania.

Jeśli macie jakieś pytania to -> ASK

Jeszcze Ulotność Czwarta i Epilog.

Pozdrawiam Anka

środa, 23 kwietnia 2014

Ulotność Druga




Najszczęśliwszym dniem mojego życia był ten, po którym nie nadeszło jutro


Sama do tej pory nie doszłaś dlaczego właściwie chciałaś się zabić. Co Tobą kierowało. To chyba przez tą cholerną samotność, która działa na Ciebie jak płachta na byka, dusiłaś się sama we własnym ciele. Przeczytałaś gdzieś w jakimś czasopiśmie, że gdy samurajowie tracą swoją godność, swój honor to nie mogę żyć w swoim własnym ciele i jedynym ukojeniem, oczyszczeniem ich duszy staje się seppuku, czyli samobójstwo. Wbijają sobie swój miecz w podbrzusze. Chciałaś dla siebie właśnie takiego rodzaju śmierci, takiej chwalebnej która miała wnieść Cię na wyżyny. Okazało się zupełnie inaczej. Zhańbiłaś się jeszcze bardziej, bo żyjesz.


Dni są wyjątkowo długie, ile można się wpatrywać w brudnawy sufit, czy zmieniającą się za oknem pogodę która dodatkowo jak na życzenie nie rozpieszczała. Postanawiasz rozejrzeć się trochę, chciałaś poznać miejsce w którym się znajdowałaś, mimo, że nadal odrobinę Cię przerażało. Na bose stopy wciągasz kolorowe baleriny, ubrana jesteś w zwiewną sukienkę. Wyglądem przypominasz leśną rusałkę, włosy które znajdują się w artystycznym nieładzie dodają Ci dużego uroku.  Wchodzisz do przestronnej świetlicy, dostrzegasz tych ludzi. Widzisz ich miny które Cię przerażają, dochodzisz do wniosku, że Ty taka nie jesteś.  Jesteś inna, lecz może wbrew pozorom jesteście podobni. Przecież człowiek o zdrowym postrzeganiu świata, nie chce się zabić.


Wchodzisz do każdego pomieszczenia do którego możesz, w jednym z nich znajdujesz starą gitarę jest zakurzona. Podchodzisz do niej podnosisz za skórzany pasek. Serce bije Ci szybciej. Pamiętasz jak jeszcze w liceum grywałaś małe akustyczne koncerciki, a muzyka wypełniała każdy skrawek Twojego ówczesnego życia. Zdmuchujesz kurz z wewnętrznej części instrumentu, po chwili kichasz, gdyż pył dotarł do Twoich nozdrzy. Zabierasz ze sobą przedmiot, by w pokoju umyć go i doprowadzić do stanu jako takiej używalności. Siadasz po turecku na podłodze, opuszkami palców przejeżdżasz po strunach, zaglądasz do środka instrumentu. Masz te ogniki w oczach, które miewałaś kiedyś. Nagle ktoś puka do Twoich drzwi, szybkim ruchem wkładasz instrument pod łóżko i szybko zakrywasz go śnieżnobiałym prześcieradłem.

-Dzień Dobry Pani Kamilo, właśnie przyszłam po Panią, bo dziś będzie Pani mieć pierwsze spotkanie z doktorem Marczewskim- mówi stojąc w progu, gestem ręki daje Ci do zrozumienia, że masz iść za nią. Idziecie krętym korytarzem mijając wiele par drzwi, w końcu dochodzicie do tych na których wisi złota tabliczka z nazwiskiem lekarza. Wchodzisz do gabinetu w którym dzięki zachodzącemu słońcu widać unoszący się w powietrzu kurz.  Dochodzisz do skórzanego krzesła na którym sadowisz się wygodnie czekając na dalsze ruchy.

-Witam Panią, Pani Kamilo. Nazywam się Ireneusz Marczewski i będę się zajmował Pani przypadkiem- jakim przypadkiem? Czemu wszyscy robią z tego wielkie halo, skoro Ty uważałaś, że robisz dobrze, Twoja śmierć, dla Ciebie samej była bardzo dobrą opcją-  Będziemy się widywać cztery razy w tygodniu. Jak się Pani teraz czuje? –pyta, lecz Ty nie masz najmniejszej ochoty, by mu na to pytanie odpowiedzieć. Gdzieś w głowie postanowiłaś sobie, że nie będziesz odpowiadać na żadne durnowate pytania w tym ośrodku, do którego notabene trafić nie chciałaś. Następne 45 minut jest dla Ciebie istną katorgą, a gdy słyszysz słowa ‘Dziękuję, tyle na dziś’ które są miodem dla Twych uszu, wybiegasz szybko ostentacyjnie trzaskając wielkimi mahoniowymi drzwiami, udajesz się na zewnątrz, gdzie słońce nadal przepięknie zachodzi. Nigdy wcześniej nie widziałaś takiego słońca, które mieni się tysiącami różnorakich barw, gdzie błękit piedestału miesza się z żarzącą żółcią i krwistą czerwienią. Wpatrujesz się na ten cudowny obraz z kilkadziesiąt dobrych minut, spokój opanował Twoje ciało, słyszysz równomierne bicie Twojego serca, zimny, delikatny wiatr muska Twoje nagie ramiona.

-Pani Kamilo, ktoś czeka na Panią w Pani pokoju- krzyczy któraś z pielęgniarek wychylając się przez umorusane okno. Odwracasz się lekko, blond włosy nachodzą Ci na twarz, szybkim ruchem ręki doprowadzasz je do jako takiego porządku. Z korytarza widzisz już wysoką postać która stoi wpatrując się w nakrytą prześcieradłem gitarę.

-O cześć Kamila, pewnie się mnie tutaj nie spodziewałaś- wpatrujesz się po raz kolejny w jego lazurowe oczy, które tak bardzo przypominają Ci oczy tego, który doprowadził do Twojego haniebnego upadku. Oczy jego są niemal łudząco podobne, lecz inne. Mają coś, czego nie umiesz opisać słowami. – Przyniosłem Ci coś, popatrz – uważnie śledzisz ruch jego potężnych, a zarazem męskich dłoni, które kierują się do czarnego plecaka- Książki, moja była żona to kiedyś czytywała, opowiadała, że to najlepsza książka pod słońcem, że teraz ludzie tak się nie kochają. Może to i prawda- kładzie na łóżku książkę, którą ubóstwiałaś, przy której wylałaś hektolitry łez. Tępo czytałaś autora i tytuł książki ‘PS. KOCHAM CIĘ’. – Mam jeszcze inne- daje Ci do ręki multum innych książek. Od starych kryminałów, po najnowszego Harrego Pottera. Czułaś się w towarzystwie siatkarza bardzo dobrze, zapominałaś powoli o trapiących problemach. Bałaś się jednak czegoś co strącało Ci sen z powiek- otóż bałaś się kolejnego odrzucenia. Bałaś się, że się zrazi, że odejdzie zostawiając Cię samą z ogromnym mętlikiem w głowie. – A, zapomniałbym przyniosłem jeszcze MP4 i słuchawki, przepraszam, że w naklejkach, ale trafiło o w niepowołane rączki mojego syncia, który miał akurat manię na „Kubusia Puchatka”- śmiejesz się lekko dziwiąc się, że jesteś jeszcze zdolna do śmiechu. Czas znów wam mija w zastraszającym tempie, nie chcesz, by dobiegł moment, w którym Michał musi iść do domu, bo znów całą noc będziesz się zastanawiać, czy dane wam będzie po raz kolejny się spotkać. –Kiniu, co tam jest? – mówi, długaśnym palcem wskazującym pokazując na miejsce w którym leży gitara. Zsuwasz się lekko  z parapetu, kucasz koło łóżka. Wyjmujesz z pod niego gitarę. – Umiesz na niej grać?- pyta. Kiwasz na potwierdzenie głową- Zagrasz coś dla mnie? –spuszczasz głowę, wpatrując się w swoje stopy- No proszę- dodaje. Po chwili siadasz koło niego na szpitalnym łóżku, palcami ocierając o struny, by instrument wydał dźwięk. Śpiewasz mu swoją ulubioną piosenkę, wydajesz głos po raz pierwszy od kilku miesięcy.  



_________________

Nie wiem czy to dobrze, mimo mieszane uczucia. Niby mi się to wszystko podoba, a z drugiej strony wydaje mi się, że nie ma tego czegoś. Nie wiem.

Niemniej jednak, cieszę się, że czytacie
Tymczasem GO RESOVIA! Mistrz zostaje w Rzeszowie! Go Pit #4/


Pozdrawiam Ania

piątek, 11 kwietnia 2014

Ulotność Pierwsza



Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko.



        Dzień spowity gęstą mgłą, która odbiera Ci dech w piersiach.  Krople wody zawieszonej w powietrzu  owijają Twoje bose stopy, przysparza Cię o delikatne dreszcze. Błądzisz. Zaczynasz się bać, serce bije jak oszalałe. Sprawia Ci to ból. Wybucha ogień, a Ty przeraźliwie krzyczysz. Krzyk dociera do każdego zakamarka Twojego ciała i go paraliżuje, chcesz uciec, lecz upadasz. Płoniesz.  Czujesz swąd swoich pięknych włosów. Nadchodzi śmierć. Przecież tego chciałaś? Niewątpliwie, jednak myślałaś, że jeśli połkniesz pół apteczki to coś ułatwi? To było tylko ogromnym głazem na Twych barkach, które z sekundy na sekundę coraz bardziej Cię bolały, słyszałaś jak pękają.


        Powieki które jakby sklejone najtrwalszym klejem mozolnie się otwierają. Twój zmysł wzroku i słuchu niczym stary odbiornik radiowy długo się nagrzewają. Po chwili do twoich spojówek dochodzi rażące jasne światło i ogromny huk. Jakaś dziwna aparatura piszczy, do Twoich wątłych i bladych dłoni podłączone jest multum różnorakich kabelków. W głowie biega myśl, że jeśli tak wygląda życie po śmierci to jest tu ładny pierdolnik. Chcesz zrobić dobrą minę do złej gry. Nie udaje Ci się, jednak nie jesteś taką dobrą aktorką jak wszyscy myśleli. Po chwili widzisz tak jak zwykle dane było Ci patrzeć na ten Ziemski padół. Widzisz biały lekko zakurzony sufit. Nic więcej. Jedynym Twoim ówczesnym marzeniem była szklanka wody, bowiem w ustach Twoich była pustynia znacznie gorsza od Sahary.  Gdy pragniesz wstać, w z impetem do pomieszczeniu wchodzi wysoki, łysy mężczyzna w białym kitlu.

-Dzień Dobry Pani Kamilo. Proszę nic nie mówić. Nie jest to wskazane w Pani stanie.  Cudem jest, że Pani żyje po tej ilości tabletek które Pani połknęła. Jest Pani bardzo silna. Rzadko to się zdarza. Zapewne będzie Pani musiała przyjmować jakieś inne medykamenty po to, aby Pani wątroba i żołądek wróciły do czasów świetności- a jednak żyjesz. Nie to chciałaś usłyszeć. Nie wydawało ci się wtedy, że jest jakiś powód, że ten o góry, który pisze scenariusze każdego z ludzi planuje Cię umieścić jeszcze w jakieś roli.  Dlaczego właściwie próbowałaś się zabić? Uczucie samotności które tak strasznie penetrowało Twoją duszę przysparzało Ci większe cierpienia niż śmierć, nie sądziłaś wtedy, że Ty też przysporzysz komuś cierpienia. Myślałaś tylko i wyłącznie o sobie. Myślałaś, że ludzie będą pamiętać o Tobie przez 2 tygodnie, a potem zapomną o jakiejś tam Kamili która chodziła, uśmiechała się sztucznie i była ‘niepoprawną optymistką’ zawsze chciałaś powiedzieć szczere gówno prawda, zdjąć maskę obłudy i być kimś innym. Próbowałaś nie widzieć, jak z dnia na dzień z idealnego związku stałaś się zdradzaną, jak w rodzinie stałaś się nieudacznikiem, piątym kołem u wozu. Z dnia na dzień stałaś się wewnętrznym, egzystencjonalnym wrakiem człowieka, było to bardzo dziwne, gdyż wizualnie prezentowałaś się wręcz idealnie. Byłaś atrakcyjną kobietą. Dziś jesteś dziwnym paranoikiem.


         Do serca wzięłaś sobie słowa lekarza Tomczyka i nie mówiłaś nic.  Zatapiałaś się w swoim własnym świecie obmyślając dokładny plan, jak dokończyć swój plan, który w pierwszej fazie zakończył się fiaskiem. Po kilku tygodniach bezsensownego wpatrywania się w sufit, ewentualnie w okno patrząc jak zmieniają się pory dnia zostajesz przewieziona na oddział psychiatryczny. Dziwi Cię to, bo sama sobie nie masz nic do zarzucenia. Jesteś zdrowa, tylko masz dość cierpienia. Czy to dziwne? Nie.  To chęć utopijnego życia w zaświatach kieruje Cię do zakończenia życia. Każdy ma bowiem swoje alter ego. Twoim alter ego była niewątpliwie śmierć.


         Siedzisz po turecku wpatrując się tępo w stolik na którym stoi mały pojemniczek z ‘lekami na dziś’ i szklanką wody. Nie chcesz tego połykać, wolisz zbierać by potem jednego dnia połknąć swój złoty strzał który będzie definicją wszystkiego, całej Ciebie. Łzy jak oszalałe spływają Ci po bladych policzkach, na których widać każdą najmniejszą ukrwioną żyłkę. Nagle próg Twojej sali przekracza pewien mężczyzna, pamiętasz go. Widziałaś go, a raczej jego nietypowe oczy które właśnie przeszywały Cię na wskroś. Po małym pomieszczeniu rozpływa się woń jego męskich perfum, które są rajem dla Twoich nozdrzy. Jest schludnie ubrany siada na krzesełku obok łóżka.

-Cześć jestem Misiek- mówi wyciągając do Ciebie pokaźnej wielkości dłoń, na nadgarstku ma stylowy zegarek. Przyglądasz się mu chwilę, chwilę zmieniającą się w wieczność. Mężczyzna stracił cierpliwość i nadzieje na to, że mu się przestawisz cofa dłoń i kładzie na beżowych spodniach. Poprawia koszulę. – Jak zapewne wiesz, albo i nie znalazłem Cię tamtego dnia. Z ledwością Cię odratowali-  Twój wzrok utkwiony jest w jego przepięknych wilczych oczach, raz na jakiś czas lustrujesz dokładnie jego ciało próbując zapamiętać każdy jego kawałek, nie wiadomo czemu- Znasz mnie chyba, znaczy nie wiem. Domyślam się. Jakbyś mnie nie znała, to jestem siatkarzem. Mam syna –mówi wyciągając z kieszeni pogniecione zdjęcie małego chłopca który jest wierną kopią swojego ojca- No kiedyś tam, niedawno się rozwiodłem, ale to nie jest ważne. Niedługo kończy mi się kontrakt i będę grał w Rosji. Jesteś bardzo śliczna. Chcę Ci pomóc. Gram jako przyjmujący- i tak opowiada Ci o swoim życiu przeszło 2 godziny, lecz Ty słyszysz jedno ‘Chcę Ci pomóc’ lecz, najgorsze jest jedno Tobie się nie da pomóc, bo Ty nie umiesz już żyć.


_____________________________________

Z buzią pełną krówek 'mordoklejek' oddaje w Wasze ręce, nie taki już cieplutki rozdział. Tak jak mówiłam, boje się tego bloga i tego co z niego wyjdzie. Niedawno żegnałyśmy się, na 'Dorastającej Nadziei' za którą jeszcze raz dziękuję.

Dziękuję za komentarze pod prologiem. nie powiem, że będzie mi bardzo miło, gdy i ten rozdział skomentujecie. Wystarczy buźka, cokolwiek, żebym wiedziała, że jesteście.

Jeśli macie do mnie jakieś pytania zapraszam -> ASK.


Pozdrawiam Ania

wtorek, 1 kwietnia 2014

Ulotność Zerowa



.

Czy jest coś gorszego niżeli śmierć ? Życie, jeśli pragniesz umrzeć
   


                  Każdy w swoim życiu ma pewien moment, który potocznie nazywany jest dołkiem. Zazwyczaj wpadasz do tego cholernego padołu na tyłek, boleśnie obijając sobie kość ogonową i mimo, że mocno masujesz obolałe miejsce to ból nie ustaje, wręcz przeciwnie nasila się. Ból jest uciążliwy, kujący, wykańczający Cię moralnie od środka. Powolnie Cię zabija, tracisz godność we własnych oczach,  usta pokryte są uśmiechem, który jest obłudny  jak nigdy dotąd. Wszyscy dookoła myślą, że wszystko jest jak w najlepszym porządku, że jesteś spełniona, bo przecież masz wymarzoną kiedyś przez siebie prace w wielkiej korporacji. Wszystko jest jak we śnie, jesteś milionowym obywatelem Polski, tysięcznym obywatelem Bełchatowa, nikt Cię nie zna, nie jesteś rozpoznawalna, jesteś przeciętną Polką,  nikt więc nie zauważy tego co niewątpliwie opętało Twoją duszę.
                                                                      
                   Czujesz się nikomu nie potrzebna, chociaż możesz mieć wszystko, bo to właśnie wszystko masz na wyciągnięcie ręki. Masz dom na jednym z nowych osiedli, masz balkon i ładne wiszące na nim kwiatki. Nie masz chłopaka, nie lubisz też jedno nocnych przygód co nie oznacza, że nie lubisz seksu, bo go lubisz. Myślisz jednak, że akt ten jest wyrazem uczucia, spełnienia, pożądania którego Tobie niewątpliwie ostatnio brakuje. Ostatnio kochałaś się z nim, lecz On okazał się kompletnym kretynem, egoistą, facetem którego kochałaś nad życie, nadal kochasz. Nie wyobrażasz sobie dalszej egzystencji bez niego.

                   Nie wiedziałaś, że mężczyzna taki jak on, jest zdolny do czynu który Cię złamał, byłaś jak ogromne lustro które zostało rzucone na wielki betonowy taras. Rozpadłaś się na milion drobnych kawałeczków, a każdy z nich zakończony był ostrą krawędzią która raniła wszystkich, raniła przede wszystkim piękno samego lustra.  Gdy już dowiedziałaś się o jego zdradzie nie dopuszczałaś do siebie tej wiadomości, wolałaś ją odrzucić, skomentować tekstem naiwnym, wolałaś powiedzieć, że to cholerna pomyłka, lecz gdy zobaczyłaś na własne oczy, to czego nie powinnaś była zobaczyć nigdy.

                 Pustka- to ona jest chyba Twoją największą przyjaciółka od kilku tygodni. Tygodni które trwały w Twoim mniemaniu co najmniej jak długie lata. Wszystko wykonywałaś machinalnie, wstawałaś rano, brałaś prysznic, szłaś do pracy, wracałaś, jadłaś, szłaś spać i tak każdego cholernego dnia. Dnia w którym każda minuta trwała jak wieczność. Zrozumiałaś wtedy, że trzeba to zakończyć, że masz dość tego wszystkiego co się dzieje w Twoim życiu, okazałaś się słaba, bo wolałaś śmiercią uciec od wszystkich otaczających Cię problemów.


                 Z szafki w łazience wzięłaś słoiczek z napisem ‘Ketonal’, z lodówki zabrałaś zimne Martini. Usiadłaś wygodnie na parapecie zanosząc się łzami. Bałaś się, bałaś się tego co nadejdzie, lecz to nie odejmowało Ci chęci do spełnienia swojego planu. Wysypałaś na rękę zawartość słoiczka, wsypałaś jednym ruchem do ust, przepijając Martini. Myślałaś, że śmierć przyjdzie szybko myliłaś się. Nadal siedziałaś na zimnym parapecie,  wpatrując się w ledwo żywy niedzielny Bełchatów. Dostrzegłaś przez okno wysokiego przystojnego mężczyznę, który i zauważył Ciebie, wtedy właśnie przyszła śmierć. Wpatrując się dalej w otchłań okna, poczułaś jak z nosa wypływa Ci brunatna ciecz zwana krwią, poczułaś w ustach jej cierpki smak. Poczułaś, że odpływasz i spadłaś z parapetu na zimne panele. Tak zakończyłaś swój żywot. 



__________________
Boje się tego bloga, z dziwnych dla mnie przyczyn, bo w sumie ich nie znam. Może powiem tak, towarzyszy mi teraz dziwne złudzenie odmienności. Czy to źle?

Blog ten ma być moim pożegnaniem z Wami, osobiście chciałabym, żeby tak było jak będzie? Los pokarze/

Jeśli macie do mnie jakiekolwiek pytania -> ASK

Chcecie porozmawiać na GG -> 46978795

PS. Zostawcie coś po sobie. Cokolwiek.

Wasza Anka.

czwartek, 27 lutego 2014

Dla Kingi i Kajdi. Jesteście nieocenione.
Start niebawem.
Historia -trudna, ostatnia. definitywnie.