środa, 23 kwietnia 2014

Ulotność Druga




Najszczęśliwszym dniem mojego życia był ten, po którym nie nadeszło jutro


Sama do tej pory nie doszłaś dlaczego właściwie chciałaś się zabić. Co Tobą kierowało. To chyba przez tą cholerną samotność, która działa na Ciebie jak płachta na byka, dusiłaś się sama we własnym ciele. Przeczytałaś gdzieś w jakimś czasopiśmie, że gdy samurajowie tracą swoją godność, swój honor to nie mogę żyć w swoim własnym ciele i jedynym ukojeniem, oczyszczeniem ich duszy staje się seppuku, czyli samobójstwo. Wbijają sobie swój miecz w podbrzusze. Chciałaś dla siebie właśnie takiego rodzaju śmierci, takiej chwalebnej która miała wnieść Cię na wyżyny. Okazało się zupełnie inaczej. Zhańbiłaś się jeszcze bardziej, bo żyjesz.


Dni są wyjątkowo długie, ile można się wpatrywać w brudnawy sufit, czy zmieniającą się za oknem pogodę która dodatkowo jak na życzenie nie rozpieszczała. Postanawiasz rozejrzeć się trochę, chciałaś poznać miejsce w którym się znajdowałaś, mimo, że nadal odrobinę Cię przerażało. Na bose stopy wciągasz kolorowe baleriny, ubrana jesteś w zwiewną sukienkę. Wyglądem przypominasz leśną rusałkę, włosy które znajdują się w artystycznym nieładzie dodają Ci dużego uroku.  Wchodzisz do przestronnej świetlicy, dostrzegasz tych ludzi. Widzisz ich miny które Cię przerażają, dochodzisz do wniosku, że Ty taka nie jesteś.  Jesteś inna, lecz może wbrew pozorom jesteście podobni. Przecież człowiek o zdrowym postrzeganiu świata, nie chce się zabić.


Wchodzisz do każdego pomieszczenia do którego możesz, w jednym z nich znajdujesz starą gitarę jest zakurzona. Podchodzisz do niej podnosisz za skórzany pasek. Serce bije Ci szybciej. Pamiętasz jak jeszcze w liceum grywałaś małe akustyczne koncerciki, a muzyka wypełniała każdy skrawek Twojego ówczesnego życia. Zdmuchujesz kurz z wewnętrznej części instrumentu, po chwili kichasz, gdyż pył dotarł do Twoich nozdrzy. Zabierasz ze sobą przedmiot, by w pokoju umyć go i doprowadzić do stanu jako takiej używalności. Siadasz po turecku na podłodze, opuszkami palców przejeżdżasz po strunach, zaglądasz do środka instrumentu. Masz te ogniki w oczach, które miewałaś kiedyś. Nagle ktoś puka do Twoich drzwi, szybkim ruchem wkładasz instrument pod łóżko i szybko zakrywasz go śnieżnobiałym prześcieradłem.

-Dzień Dobry Pani Kamilo, właśnie przyszłam po Panią, bo dziś będzie Pani mieć pierwsze spotkanie z doktorem Marczewskim- mówi stojąc w progu, gestem ręki daje Ci do zrozumienia, że masz iść za nią. Idziecie krętym korytarzem mijając wiele par drzwi, w końcu dochodzicie do tych na których wisi złota tabliczka z nazwiskiem lekarza. Wchodzisz do gabinetu w którym dzięki zachodzącemu słońcu widać unoszący się w powietrzu kurz.  Dochodzisz do skórzanego krzesła na którym sadowisz się wygodnie czekając na dalsze ruchy.

-Witam Panią, Pani Kamilo. Nazywam się Ireneusz Marczewski i będę się zajmował Pani przypadkiem- jakim przypadkiem? Czemu wszyscy robią z tego wielkie halo, skoro Ty uważałaś, że robisz dobrze, Twoja śmierć, dla Ciebie samej była bardzo dobrą opcją-  Będziemy się widywać cztery razy w tygodniu. Jak się Pani teraz czuje? –pyta, lecz Ty nie masz najmniejszej ochoty, by mu na to pytanie odpowiedzieć. Gdzieś w głowie postanowiłaś sobie, że nie będziesz odpowiadać na żadne durnowate pytania w tym ośrodku, do którego notabene trafić nie chciałaś. Następne 45 minut jest dla Ciebie istną katorgą, a gdy słyszysz słowa ‘Dziękuję, tyle na dziś’ które są miodem dla Twych uszu, wybiegasz szybko ostentacyjnie trzaskając wielkimi mahoniowymi drzwiami, udajesz się na zewnątrz, gdzie słońce nadal przepięknie zachodzi. Nigdy wcześniej nie widziałaś takiego słońca, które mieni się tysiącami różnorakich barw, gdzie błękit piedestału miesza się z żarzącą żółcią i krwistą czerwienią. Wpatrujesz się na ten cudowny obraz z kilkadziesiąt dobrych minut, spokój opanował Twoje ciało, słyszysz równomierne bicie Twojego serca, zimny, delikatny wiatr muska Twoje nagie ramiona.

-Pani Kamilo, ktoś czeka na Panią w Pani pokoju- krzyczy któraś z pielęgniarek wychylając się przez umorusane okno. Odwracasz się lekko, blond włosy nachodzą Ci na twarz, szybkim ruchem ręki doprowadzasz je do jako takiego porządku. Z korytarza widzisz już wysoką postać która stoi wpatrując się w nakrytą prześcieradłem gitarę.

-O cześć Kamila, pewnie się mnie tutaj nie spodziewałaś- wpatrujesz się po raz kolejny w jego lazurowe oczy, które tak bardzo przypominają Ci oczy tego, który doprowadził do Twojego haniebnego upadku. Oczy jego są niemal łudząco podobne, lecz inne. Mają coś, czego nie umiesz opisać słowami. – Przyniosłem Ci coś, popatrz – uważnie śledzisz ruch jego potężnych, a zarazem męskich dłoni, które kierują się do czarnego plecaka- Książki, moja była żona to kiedyś czytywała, opowiadała, że to najlepsza książka pod słońcem, że teraz ludzie tak się nie kochają. Może to i prawda- kładzie na łóżku książkę, którą ubóstwiałaś, przy której wylałaś hektolitry łez. Tępo czytałaś autora i tytuł książki ‘PS. KOCHAM CIĘ’. – Mam jeszcze inne- daje Ci do ręki multum innych książek. Od starych kryminałów, po najnowszego Harrego Pottera. Czułaś się w towarzystwie siatkarza bardzo dobrze, zapominałaś powoli o trapiących problemach. Bałaś się jednak czegoś co strącało Ci sen z powiek- otóż bałaś się kolejnego odrzucenia. Bałaś się, że się zrazi, że odejdzie zostawiając Cię samą z ogromnym mętlikiem w głowie. – A, zapomniałbym przyniosłem jeszcze MP4 i słuchawki, przepraszam, że w naklejkach, ale trafiło o w niepowołane rączki mojego syncia, który miał akurat manię na „Kubusia Puchatka”- śmiejesz się lekko dziwiąc się, że jesteś jeszcze zdolna do śmiechu. Czas znów wam mija w zastraszającym tempie, nie chcesz, by dobiegł moment, w którym Michał musi iść do domu, bo znów całą noc będziesz się zastanawiać, czy dane wam będzie po raz kolejny się spotkać. –Kiniu, co tam jest? – mówi, długaśnym palcem wskazującym pokazując na miejsce w którym leży gitara. Zsuwasz się lekko  z parapetu, kucasz koło łóżka. Wyjmujesz z pod niego gitarę. – Umiesz na niej grać?- pyta. Kiwasz na potwierdzenie głową- Zagrasz coś dla mnie? –spuszczasz głowę, wpatrując się w swoje stopy- No proszę- dodaje. Po chwili siadasz koło niego na szpitalnym łóżku, palcami ocierając o struny, by instrument wydał dźwięk. Śpiewasz mu swoją ulubioną piosenkę, wydajesz głos po raz pierwszy od kilku miesięcy.  



_________________

Nie wiem czy to dobrze, mimo mieszane uczucia. Niby mi się to wszystko podoba, a z drugiej strony wydaje mi się, że nie ma tego czegoś. Nie wiem.

Niemniej jednak, cieszę się, że czytacie
Tymczasem GO RESOVIA! Mistrz zostaje w Rzeszowie! Go Pit #4/


Pozdrawiam Ania

piątek, 11 kwietnia 2014

Ulotność Pierwsza



Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko.



        Dzień spowity gęstą mgłą, która odbiera Ci dech w piersiach.  Krople wody zawieszonej w powietrzu  owijają Twoje bose stopy, przysparza Cię o delikatne dreszcze. Błądzisz. Zaczynasz się bać, serce bije jak oszalałe. Sprawia Ci to ból. Wybucha ogień, a Ty przeraźliwie krzyczysz. Krzyk dociera do każdego zakamarka Twojego ciała i go paraliżuje, chcesz uciec, lecz upadasz. Płoniesz.  Czujesz swąd swoich pięknych włosów. Nadchodzi śmierć. Przecież tego chciałaś? Niewątpliwie, jednak myślałaś, że jeśli połkniesz pół apteczki to coś ułatwi? To było tylko ogromnym głazem na Twych barkach, które z sekundy na sekundę coraz bardziej Cię bolały, słyszałaś jak pękają.


        Powieki które jakby sklejone najtrwalszym klejem mozolnie się otwierają. Twój zmysł wzroku i słuchu niczym stary odbiornik radiowy długo się nagrzewają. Po chwili do twoich spojówek dochodzi rażące jasne światło i ogromny huk. Jakaś dziwna aparatura piszczy, do Twoich wątłych i bladych dłoni podłączone jest multum różnorakich kabelków. W głowie biega myśl, że jeśli tak wygląda życie po śmierci to jest tu ładny pierdolnik. Chcesz zrobić dobrą minę do złej gry. Nie udaje Ci się, jednak nie jesteś taką dobrą aktorką jak wszyscy myśleli. Po chwili widzisz tak jak zwykle dane było Ci patrzeć na ten Ziemski padół. Widzisz biały lekko zakurzony sufit. Nic więcej. Jedynym Twoim ówczesnym marzeniem była szklanka wody, bowiem w ustach Twoich była pustynia znacznie gorsza od Sahary.  Gdy pragniesz wstać, w z impetem do pomieszczeniu wchodzi wysoki, łysy mężczyzna w białym kitlu.

-Dzień Dobry Pani Kamilo. Proszę nic nie mówić. Nie jest to wskazane w Pani stanie.  Cudem jest, że Pani żyje po tej ilości tabletek które Pani połknęła. Jest Pani bardzo silna. Rzadko to się zdarza. Zapewne będzie Pani musiała przyjmować jakieś inne medykamenty po to, aby Pani wątroba i żołądek wróciły do czasów świetności- a jednak żyjesz. Nie to chciałaś usłyszeć. Nie wydawało ci się wtedy, że jest jakiś powód, że ten o góry, który pisze scenariusze każdego z ludzi planuje Cię umieścić jeszcze w jakieś roli.  Dlaczego właściwie próbowałaś się zabić? Uczucie samotności które tak strasznie penetrowało Twoją duszę przysparzało Ci większe cierpienia niż śmierć, nie sądziłaś wtedy, że Ty też przysporzysz komuś cierpienia. Myślałaś tylko i wyłącznie o sobie. Myślałaś, że ludzie będą pamiętać o Tobie przez 2 tygodnie, a potem zapomną o jakiejś tam Kamili która chodziła, uśmiechała się sztucznie i była ‘niepoprawną optymistką’ zawsze chciałaś powiedzieć szczere gówno prawda, zdjąć maskę obłudy i być kimś innym. Próbowałaś nie widzieć, jak z dnia na dzień z idealnego związku stałaś się zdradzaną, jak w rodzinie stałaś się nieudacznikiem, piątym kołem u wozu. Z dnia na dzień stałaś się wewnętrznym, egzystencjonalnym wrakiem człowieka, było to bardzo dziwne, gdyż wizualnie prezentowałaś się wręcz idealnie. Byłaś atrakcyjną kobietą. Dziś jesteś dziwnym paranoikiem.


         Do serca wzięłaś sobie słowa lekarza Tomczyka i nie mówiłaś nic.  Zatapiałaś się w swoim własnym świecie obmyślając dokładny plan, jak dokończyć swój plan, który w pierwszej fazie zakończył się fiaskiem. Po kilku tygodniach bezsensownego wpatrywania się w sufit, ewentualnie w okno patrząc jak zmieniają się pory dnia zostajesz przewieziona na oddział psychiatryczny. Dziwi Cię to, bo sama sobie nie masz nic do zarzucenia. Jesteś zdrowa, tylko masz dość cierpienia. Czy to dziwne? Nie.  To chęć utopijnego życia w zaświatach kieruje Cię do zakończenia życia. Każdy ma bowiem swoje alter ego. Twoim alter ego była niewątpliwie śmierć.


         Siedzisz po turecku wpatrując się tępo w stolik na którym stoi mały pojemniczek z ‘lekami na dziś’ i szklanką wody. Nie chcesz tego połykać, wolisz zbierać by potem jednego dnia połknąć swój złoty strzał który będzie definicją wszystkiego, całej Ciebie. Łzy jak oszalałe spływają Ci po bladych policzkach, na których widać każdą najmniejszą ukrwioną żyłkę. Nagle próg Twojej sali przekracza pewien mężczyzna, pamiętasz go. Widziałaś go, a raczej jego nietypowe oczy które właśnie przeszywały Cię na wskroś. Po małym pomieszczeniu rozpływa się woń jego męskich perfum, które są rajem dla Twoich nozdrzy. Jest schludnie ubrany siada na krzesełku obok łóżka.

-Cześć jestem Misiek- mówi wyciągając do Ciebie pokaźnej wielkości dłoń, na nadgarstku ma stylowy zegarek. Przyglądasz się mu chwilę, chwilę zmieniającą się w wieczność. Mężczyzna stracił cierpliwość i nadzieje na to, że mu się przestawisz cofa dłoń i kładzie na beżowych spodniach. Poprawia koszulę. – Jak zapewne wiesz, albo i nie znalazłem Cię tamtego dnia. Z ledwością Cię odratowali-  Twój wzrok utkwiony jest w jego przepięknych wilczych oczach, raz na jakiś czas lustrujesz dokładnie jego ciało próbując zapamiętać każdy jego kawałek, nie wiadomo czemu- Znasz mnie chyba, znaczy nie wiem. Domyślam się. Jakbyś mnie nie znała, to jestem siatkarzem. Mam syna –mówi wyciągając z kieszeni pogniecione zdjęcie małego chłopca który jest wierną kopią swojego ojca- No kiedyś tam, niedawno się rozwiodłem, ale to nie jest ważne. Niedługo kończy mi się kontrakt i będę grał w Rosji. Jesteś bardzo śliczna. Chcę Ci pomóc. Gram jako przyjmujący- i tak opowiada Ci o swoim życiu przeszło 2 godziny, lecz Ty słyszysz jedno ‘Chcę Ci pomóc’ lecz, najgorsze jest jedno Tobie się nie da pomóc, bo Ty nie umiesz już żyć.


_____________________________________

Z buzią pełną krówek 'mordoklejek' oddaje w Wasze ręce, nie taki już cieplutki rozdział. Tak jak mówiłam, boje się tego bloga i tego co z niego wyjdzie. Niedawno żegnałyśmy się, na 'Dorastającej Nadziei' za którą jeszcze raz dziękuję.

Dziękuję za komentarze pod prologiem. nie powiem, że będzie mi bardzo miło, gdy i ten rozdział skomentujecie. Wystarczy buźka, cokolwiek, żebym wiedziała, że jesteście.

Jeśli macie do mnie jakieś pytania zapraszam -> ASK.


Pozdrawiam Ania

wtorek, 1 kwietnia 2014

Ulotność Zerowa



.

Czy jest coś gorszego niżeli śmierć ? Życie, jeśli pragniesz umrzeć
   


                  Każdy w swoim życiu ma pewien moment, który potocznie nazywany jest dołkiem. Zazwyczaj wpadasz do tego cholernego padołu na tyłek, boleśnie obijając sobie kość ogonową i mimo, że mocno masujesz obolałe miejsce to ból nie ustaje, wręcz przeciwnie nasila się. Ból jest uciążliwy, kujący, wykańczający Cię moralnie od środka. Powolnie Cię zabija, tracisz godność we własnych oczach,  usta pokryte są uśmiechem, który jest obłudny  jak nigdy dotąd. Wszyscy dookoła myślą, że wszystko jest jak w najlepszym porządku, że jesteś spełniona, bo przecież masz wymarzoną kiedyś przez siebie prace w wielkiej korporacji. Wszystko jest jak we śnie, jesteś milionowym obywatelem Polski, tysięcznym obywatelem Bełchatowa, nikt Cię nie zna, nie jesteś rozpoznawalna, jesteś przeciętną Polką,  nikt więc nie zauważy tego co niewątpliwie opętało Twoją duszę.
                                                                      
                   Czujesz się nikomu nie potrzebna, chociaż możesz mieć wszystko, bo to właśnie wszystko masz na wyciągnięcie ręki. Masz dom na jednym z nowych osiedli, masz balkon i ładne wiszące na nim kwiatki. Nie masz chłopaka, nie lubisz też jedno nocnych przygód co nie oznacza, że nie lubisz seksu, bo go lubisz. Myślisz jednak, że akt ten jest wyrazem uczucia, spełnienia, pożądania którego Tobie niewątpliwie ostatnio brakuje. Ostatnio kochałaś się z nim, lecz On okazał się kompletnym kretynem, egoistą, facetem którego kochałaś nad życie, nadal kochasz. Nie wyobrażasz sobie dalszej egzystencji bez niego.

                   Nie wiedziałaś, że mężczyzna taki jak on, jest zdolny do czynu który Cię złamał, byłaś jak ogromne lustro które zostało rzucone na wielki betonowy taras. Rozpadłaś się na milion drobnych kawałeczków, a każdy z nich zakończony był ostrą krawędzią która raniła wszystkich, raniła przede wszystkim piękno samego lustra.  Gdy już dowiedziałaś się o jego zdradzie nie dopuszczałaś do siebie tej wiadomości, wolałaś ją odrzucić, skomentować tekstem naiwnym, wolałaś powiedzieć, że to cholerna pomyłka, lecz gdy zobaczyłaś na własne oczy, to czego nie powinnaś była zobaczyć nigdy.

                 Pustka- to ona jest chyba Twoją największą przyjaciółka od kilku tygodni. Tygodni które trwały w Twoim mniemaniu co najmniej jak długie lata. Wszystko wykonywałaś machinalnie, wstawałaś rano, brałaś prysznic, szłaś do pracy, wracałaś, jadłaś, szłaś spać i tak każdego cholernego dnia. Dnia w którym każda minuta trwała jak wieczność. Zrozumiałaś wtedy, że trzeba to zakończyć, że masz dość tego wszystkiego co się dzieje w Twoim życiu, okazałaś się słaba, bo wolałaś śmiercią uciec od wszystkich otaczających Cię problemów.


                 Z szafki w łazience wzięłaś słoiczek z napisem ‘Ketonal’, z lodówki zabrałaś zimne Martini. Usiadłaś wygodnie na parapecie zanosząc się łzami. Bałaś się, bałaś się tego co nadejdzie, lecz to nie odejmowało Ci chęci do spełnienia swojego planu. Wysypałaś na rękę zawartość słoiczka, wsypałaś jednym ruchem do ust, przepijając Martini. Myślałaś, że śmierć przyjdzie szybko myliłaś się. Nadal siedziałaś na zimnym parapecie,  wpatrując się w ledwo żywy niedzielny Bełchatów. Dostrzegłaś przez okno wysokiego przystojnego mężczyznę, który i zauważył Ciebie, wtedy właśnie przyszła śmierć. Wpatrując się dalej w otchłań okna, poczułaś jak z nosa wypływa Ci brunatna ciecz zwana krwią, poczułaś w ustach jej cierpki smak. Poczułaś, że odpływasz i spadłaś z parapetu na zimne panele. Tak zakończyłaś swój żywot. 



__________________
Boje się tego bloga, z dziwnych dla mnie przyczyn, bo w sumie ich nie znam. Może powiem tak, towarzyszy mi teraz dziwne złudzenie odmienności. Czy to źle?

Blog ten ma być moim pożegnaniem z Wami, osobiście chciałabym, żeby tak było jak będzie? Los pokarze/

Jeśli macie do mnie jakiekolwiek pytania -> ASK

Chcecie porozmawiać na GG -> 46978795

PS. Zostawcie coś po sobie. Cokolwiek.

Wasza Anka.